Pierwsza setka na klatkę
|– Kiedy Tomek pierwszy raz pojawił się u mnie na siłowni, nie wierzyłem, przyznam szczerze, że możliwy będzie tak szybki progres – wyznaje pan Marek, trener i właściciel siłowni. – Tomek należy do tych chudzielców drobnej kości – myślałem sobie. – No ciekaw jestem jak i co.
– Marek zrobił wpierw ze mną cały wywiad – wspomina swój początek Tomek. – Pytał się co robię w życiu, dopiero później były pytania, nazwijmy je, właściwe. Trener chyba nie wierzył specjalnie, że na dobre zagoszczę u niego na siłowni.
– Wybacz Tomek, ale trudno było uwierzyć (śmiech) – mówi pan Marek. – Tomek, okazało się, że przyszedł do mnie z konkretnymi planami na sylwetkę co najmniej Schwarzeneggera, podczas gdy jego genetyka pokazywała raczej karierę w okręgowej bibliotece.
– No tak – potwierdza Tomek. – Ważyłem sześćdziesiątkę przy wzroście ponad 180 cm, nie jadłem nic całymi dniami, tylko na wieczór jakieś kromki.
– Pierwszą sprawą była zatem dieta – wspomina Marek. – Powiedziałem mu „masz jeść wszystko i do oporu, najlepiej zdrowo”. No i okazało się, że zaczął przybierać na wadze w miarę postępów w dźwiganiu. O ile dobrze pamiętam, po pierwszym kwartale była już setka na klatkę, wymęczona, bo wymęczona, ale była.